jak to się stało, że malikceramik powstało...część 1.
Kasia, 22 kwiecień 2020
Jak to się stało, że malikceramik
powstało.
W głowie od najmłodszych lat układamy sobie
różne plany..
Głupie i te bardziej ambitne, które pojawiają się wraz z rozpoczęciem szkoły.
Pierwszym poważnym
krokiem w planowaniu życia jest wybór liceum.
W moim przypadku
padło na liceum plastyczne.
4 lata na kierunku artystyczny druk
sitowy, momentami sprawiał, że myślałam, że może zostanę
grafikiem, albo hmm...no właśnie.
Grafikiem zostać wcale nie
chciałam, bo jakoś nie czuję się dobrze w towarzystwie komputera.
Te wszystkie projekty, przygotowanie plansz, wizualizacji.
Choć nie ukrywam, że takie zdolności
bardzo bym sobie dziś ceniła.
Stojąc przed życiowym wyborem,
gdzie pójść na studia nie raz załamywałam ręce.
Nie miałam
konkretnego planu, albo w sumie może miałam...uciec z
wioski.
Ilekroć pomyślę o mojej „ucieczce” to w sumie robi
mi się czasem smutno, bo teraz nie raz uciekłabym z miasta.
Ale, miasto dało mi tak wiele, więc
powinnam być wdzięczna losowi za tę szansę.
Stałam więc
przed tym wyborem i padło na malarstwo na Wrocławskiej
ASP.
Dlaczego Wrocław?
To jest długa i kręta historia, ale
za nią również jestem wdzięczna.
Tak, chciałam być
malarką.
Marzyłam o wielkich płótnach, większych ode mnie.
O
tych wszystkich farbach i pędzlach idealnie ułożonych.
Myślałam,
że wszystko będzie takie proste, że bez problemu uda mi się zdać
egzamin...

Nie udało się.
Wróciłam na wieś i ze smutkiem
stwierdziłam, że nie mam żadnego planu B, bo przecież plan A miał
się udać.
Kombinowałam, układałam nowy plan.
Postanowiłam
złożyć podanie na jakiekolwiek studia, byleby tylko zamieszkać we
Wrocławiu.
I tak spędziłam rok w mieście
studiując to, czego nigdy studiować nie chciałam.
Czekałam na
kolejne egzaminy i kolejną próbę, która tym razem okaże się
powodzeniem.

Jak to się stało, że chwile przed złożeniem
podania zmieniłam zupełnie cały plan i złożyłam dokumenty na
ceramikę?
Nie wiem, to był impuls.
Pojawiła się myśl i
zwątpienie.
Stwierdziłam, że malować mogę zawsze, że jednak
ciągnie mnie do czegoś bardziej namacalnego.
Chciałam spróbować
czegoś zupełnie nowego, odkryć w sobie inną pasję.
Podjęłam
decyzję, słuszną jak widać.
Udało się dostać na
ceramikę.
Ale...hola hola...wydawać by się mogło, że zaczynam
właśnie realizować idealny plan swojego życia.
Nic bardziej mylnego.
Pierwszy semestr bardzo mnie zmęczył.
Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie to wszystko.
Myślałam, że
od razu będziemy toczyć na kole piękne garnki,
robić filiżanki z
porcelany, a po pierwszych zajęciach z technologii ceramiki będę
już geniuszem przygotowującym autorskie szkliwa.

Autorskie szkliwo? Jasne, ale dopiero na 4 roku...
Ten pierwszy
semestr to tak naprawdę był egzamin i myślałam, że go obleję.
Co
pojawiło się w mojej głowie?
Kusząca myśl zrezygnowania zaraz
po pierwszym roku.
Prawie każdego ranka dochodziłam do wniosku,
że nie dam rady, że się męczę, że wcale taka twórcza nie
jestem.
Więc gdzieś tam z tyłu głowy układałam plan, że
zrezygnuję, znajdę pracę i czas pokaże co dalej.
Przebrnęłam
jakoś przez cały pierwszy rok.
Pamiętam ostatni dzień na
uczelni, kiedy wszyscy pakowaliśmy swoje dzieła z całego roku,
rozmawialiśmy o naszych doświadczeniach,
przemyśleniach.
Zapewniałam każdego, że już się nie
zobaczymy, bo rezygnuję.
I tak postanowiłam trwać w swoim
przekonaniu do października.
Na wakacje zostałam we Wrocławiu,
chciałam znaleźć pracę.
Los tak się do mnie uśmiechnął,
że poznałam właściwą osobę we właściwym miejscu.
Kilka dni
później dostałam pracę.
Gdzie?
W małej pracowni
ceramiki.
Ironia losu, przecież już miałam zakończyć swoją
przygodę z ceramiką!
Jednak ktoś miał dla mnie lepszy plan niż
ten, który ułożyłam sobie w mojej głowie.
Grzecznie jednak
pogodziłam się z myślą, że to przecież tylko na wakacje, nikt
mnie nie zmusza do robienia ceramiki.
Ja tylko spróbuję, a jak
skończy się lato poszukam czegoś innego.
Lato się skończyło,
skończyła się jesień i zima.
I przyszła wiosna, a ja wciąż
odlewałam, retuszowałam i szkliwiłam porcelanowe filiżanki.
W
październiku wróciłam na studia, jak na studenta ceramiki
przystało i postanowiłam zagłębić się w ten ceramiczny świat w
100%.
Zaczynamy drugi rok, ekscytujący, bo trochę się
zmieniło.
Spośród 6 pracowni wybieraliśmy dwie, w których
będziemy realizować dyplom licencjacki.
Wybór ciężki, 2
pracownie ceramiki użytkowej, 2 pracownie ceramiki artystycznej,
jedna pracownia koła garncarskiego, jedna pracownia ceramiki w
architekturze.
Wybrałam ceramikę użytkową oraz ceramikę
artystyczną.
Nie będę Wam tutaj opisywać toku nauczania na
studiach, tego co robiliśmy.
To materiał na książkę, którą
kiedyś na pewno napiszę. :)
W każdym razie, studiowałam i
pracowałam jednocześnie.
Z obu miejsc czerpałam wiedzę i
umiejętności praktyczne.
Ale jak to się stało, że
malikceramik powstało?
3 rok, dyplom licencjacki.
Powiew
wiosennego poranka.
Stoję przed lustrem, patrzę na swoje odbicie.
Na twarzy widoczny stres.
Za chwilę stanę przed komisją i będę musiała
opowiedzieć o mojej pracy.
Nie ma dla mnie nic gorszego od
wystąpień publicznych.
Za ramię łapie mnie mój (wtedy)
chłopak (obecnie mąż:)) i uspokaja.
Nie pozwoliłam mu przyjść na obronę, bo
wtedy nie wydusiła bym z siebie ani słowa.
W tym spektaklu
towarzyszy mi mama i siostra...

Całe to zmęczenie i stres,
tygodnie nerwów i smutku..
dla 20 minut..
nie miały
sensu.
Dyplom obroniłam na 6.

To było dla mnie
niesamowite wyróżnienie i motywacja.
Poczułam radość, ulgę i
wdzięczność.
Emocje opadły i wtedy postanowiłam.
Chcę
robić coś swojego.
Chcę założyć własną markę.
Chcę robić rzeczy, które nie tylko będą
użyteczne, ale również obudzą niejedną iskierkę w oku.
Z pierwszą radosną myślą, pojawiła
się również ta smutna, bo skąd zabrać pieniądze i to wcale nie
małe na rozpoczęcie działalności.
Potrzebowałam miejsce, piec do wypalania,
podstawowe materiały.
Miałam oszczędności, ale nie oszukujmy
się, nie takie, żeby zapłacić za to wszystko.
I znowu plan...
Długie rozmowy z rodzicami, z chłopakiem.
Kaśka, albo
ryzykujesz teraz, albo taka okazja już się więcej nie pojawi.
Ja
– człowiek analizujący i rozpisujący na części pierwsze każdy
plan, podjęłam decyzje.
RYZYKUJE.
Ciąg dalszy nastąpi...
będzie ciekawie - obiecuje.

Na koniec jeszcze początki faszynbloger...
Czyli moda prosto z pracowni.
2013 rok.